To jest ten moment gdy idziesz chodnikiem i ulegasz marketingowej pokusie. „Pizza z pieca” a nam od kilku dni marzy się margherita. Dobre ciasto, ciągnący się ser, sos pomidorowy i szczypta przypraw. Skuszeni wchodzimy do Karczmy pod Świerkiem.
Wystrój wnętrza powinien dać sygnał ostrzegawczy. Panele na suficie? Usilna próba „udrzewienia” patentami sprzed wielu lat. Najważniejsze jest smaczne jedzenie.
Kilka minut po dwunastej w południe. Jeden stolik zajęty. Siadamy, szybko dostajemy karty. Zamawiany prosty zestaw. Pizza odgrywa w nim najważniejszą rolę. Nikt inny nie zamówił, a na podanie poczekamy stanowczo za długo. Może piec trzeba nagrzać? Ciasto chyba powinno być gotowe wcześniej. Pijemy, rozmawiamy, podjadamy frytki. Wreszcie pojawia się kelnerka. Pierwsze wrażenie jest pozytywne, rodzi się jedynie pytanie „kto to zje?!” No właśnie kto?
Położenie na stole czterdziestocentymetrowej tacy jest niczym zbudzenie z drzemki, którą ucięliśmy sobie przy stole.
Nie wiem czy to coś można nazwać pizzą. Wysuszony ser, jałowe ciasto. Nie jestem zwolennikiem dodawania sosu do gotowej margherita. W tym przypadku nie dało się inaczej tego czegoś przełknąć.
Rozczarowanie jakie następuje z każdym kęsem zamienniam powiedzenie, że o to jesteśmy w miejscu będącym wyjątkiem potwierdzającym regułę. Czy zawsze musi się znaleźć ktoś odstający od reszty, który naraża na negatywne opinie miejsce, z którego wyjeżdża się naładowanym pozytywną energią?
Czekając ba zamówienie nie poczuliśmy nawet zapachów z kuchni. Nie sprawdziłem i nie zapytałem czy na prawdę mają tam piec opalany drewnem. Nawet jeżeli tak, to zdecydowanie brakuje im kucharza, który potrafiłby zrobić najprostszą pizze.
Nic nie tłumaczy tej porażki. Karczmę Pod Świerkiem w Bukowinie Tatrzańskiej wpisuje na osobistą czarną listę. Niech będzie ostrzeżeniem. Kilka kroków dalej macie do dyspozycji restaurację Ryś, a jeżeli jeszcze nie jesteście bardzo głodni i mały spacer poprawi Wam apetyt to skierujcie się na ulicę Leśną do restauracji Wanta. Pyszne jedzenie gwarantowane.