Schronisko Górskie PTTK Równica, Ustroń, zdjęcie: źródło własne |
Mam nieukrywany sentyment do Równicy, położonej w Beskidzie Śląskim. To pierwsza góra na której byłem, pierwsze schronisko, znaczek z wkrętem na chlebak, pieczątka PTTK.
Wówczas panowała u góry ogromna mgła. Nie było wokół całej dzisiejszej infrastruktury dla turystów. Tylko schronisko.
Wróciłem na Równicę jako miłośnik wędrówek po górach. Przeszedłem szlaki Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Pamiętam to zaskoczenie gdy dotarliśmy ze szczytu pod budynek . W czasie pierwszej wycieczki byłem tylko na parkingu i w środku jedynego dookoła budynku.
Na górę prowadzi asfaltowa droga i nie trudno się dziwić, że z czasem powstały tam restauracje i atrakcje dla dzieci. Oprócz wyciągu krzesełkowego na Czantorię, Równica to druga atrakcja, chętnie odwiedzana weekendami przez mieszkańców okolicznych miast po Katowice włącznie.
Nim otwarto restaurację Dwór Skibówki miejscem gdzie można było pożywić się było właśnie schronisko PTTK. Pamiętam sałatkę, w której oprócz sałaty, pomidorów i innych podstawowych składników, były truskawki. Pamiętam, to była dopiero kuchenna rewolucja! Wyśmienite Połączenie smaków. Zapamiętałem to do dziś i chętnie stosuje gdy jest sezon na te czerwone owoce.
Schronisko na Równicy przez lata zubożało. Dziś traktowane jest jak skansen, ciekawostka niż miejsce na postój. Dla tych, którzy pieszo przemierzają szlaki Beskidu Śląskiego dalej pełni swoją rolę. Czy do końca?
Własnego posiłku nie wolno w nim spożywać. Rozumiem na zewnątrz, pod parasolami, gdzie w pogodne weekendy są tłumy. Zakaz obowiązuje również w środku. Trzeba zdać się na menu bufetu.
Pierogi własnej roboty, pstrąg świeży, ale mrożony oraz standardy dostępne w okolicznych restauracjach.
Sala urządzono tak by można usiąść przy ławie, rozstawionych pod oknami. Lub odpocząć na kanapie usytuowanej tuż przy kominku. To czy jest klimat można w dużej mierze stwierdzić po personelu.
Zakładam, że bufet obsługują właściciele. Jest pani pełniąca pomoc, pełni funkcję kelnera. Roznosi zamówione dania. Trzeba przyznać, że doskonale orientuje się w podawanym menu. Na pytani odpowiada zdecydowanym, pewnym głosem, choć pozbawionym odrobiny życzliwości.
Posiłki i napoje zamawia się w środku. Pani i pan (podaje wybrane napoje, parzy kawy i herbaty, leje piwo) zachowują duży dystans do kupujących. Dobrze będzie jeśli ograniczymy ilość pytań.
„Czy pstrąg jest świeży?” Tak, świeży mrożony. „Mrożony?” Tak. Przywozimy świeży i mrozimy u nas. „Acha. A pierogi są mrożone?” Nie. Pierogi robimy sami. Są klejone u nas na bieżąco. „A te z jagodami polewane są taką swojską śmietaną?” Tak, kwaśną. Grymas na twarzy sprzedawczyni sugeruje coraz większe zniecierpliwienie. Przed panią jeszcze pytania o piwo, rodzaje kaw i herbat.
Jestem wdzięczny paniom kupującym przede mną. W ciągu niespełna 10 minut dowiedziałem się więcej niż gdybym oparł ciekawość o własne, skromne zamówienie.
W czasach szkoły podstawowej najważniejszymi rzeczami po dotarciu do górskiego schroniska były pieczątka oraz ozbaki wpinane później do chlebaka. Może deszcz rozmoczy czasem gąbkę, ale dziś nikt nie przejmuje się wyschniętym tuszem.
Wyniesione poza budynek pieczątki wywołują, u niektórych przybyłych, sporą irytacje. Są to ludzie z kijkami trekkingowymi. Widać, że przemierzają szlaki górskie, a nie wjechali tutaj samochodem w poszukiwaniu atrakcji.
Schronisko Równica to zabytek przywołujący wspomnienia z dzieciństwa. Ciężko konkurować mu z okolicznym karczmami. Wolał pozostać sobą by bardziej odstraszać niż przyciągać nawet jako ciekawostka do pokazania dzieciom.
Obsługa jakby miała żal, że ktoś wszedł i czegoś chce. Sterylność komunikacji sprawia, że człowiek chce odejść od bufetu i wybrać inne miejsce. Może o to chodzi? Może nikomu nie zależy na dojeżdżających autami rodzinach, których dzieci zaliczyć chcą park linowy i tor saneczkowy?
Raczej nie ruszę w traperach na wędrówkę przez Równicę. Być może kiedyś z synem. Teraz wybieramy najpiękniejszą panoramę szczytów tatrzańskich.
Pozwolę sobie jeszcze na refleksje dotyczące karty piw. Jest lane tutejsze piwo co wywołuje znak zapytania, czy aby nie jest chwyt marketingowy podglądnięty z browaru Wrzos? Skala znacząco mniejsza, ale jak ktoś lubi lokalne browary może się skusić. Ja wybrałem jeden z browaru cieszyńskiego.
Równica pełni w Beskidzie Śląskim coś na kształt zakopiańskiej Gubałówki. Choć nie wjedziecie tam kolejką, to u góry możecie liczyć na podobne atrakcje. Nie trzeba też obawiać się, że jedynym miejscem aby usiąść jest tutejsze schronisko.
Jedną z atrakcji sprzed kilku lat był dom strachu. Widać nie wytrzymał konkurencji tutejszego schroniska. Wystarczyłaby zmiana podejścia do ludzi i chętnie siedząc w środku poopowiadałbym synowi o wędrówkach z czasów szkolnych. W schronisku na Równicy przeciąg wywiał cały klimat. Albo zamroził razem ze świeżym pstrągiem.
__
Wizyta w schronisku PTTK Równica w Ustroniu w sierpniu 2017