Czy pora śniadaniowa to czas na eksperymenty kulinarne? Pierwszy posiłek powinien być syty i dać energię na resztę dnia. Inna sprawa gdy ciekawostki kulinarne są zaplanowane i konsument jest odgórnie przygotowany, a co innego gdy wszystko dzieje się z zaskoczenia.
W tym przypadku na własne życzenie podaliśmy się eksperymentowi. Spacerując po Kazimierzu wiele mniejszych i większych restauracji zaprasza na śniadanie za 25 zł od osoby. To połowa ceny, którą na ogół w tym czasie proponowały hotele w Krakowie. Różnica tkwi między innymi w kosztach napojów, ale o tym za chwile.
Sprawdziliśmy jedną z takich restauracji przy ulicy Józefa i wybór potraw był bardzo duży. Proponowałem jednak pójść dalej, aż doszliśmy do Szerokiej Na Kazimierzu. Tu większość miejsc czynna jest od 14, ale nie wszystkie. Ofertę śniadaniową w soboty ma na przykład restauracja Hamsa.
Śniadanie na Kazimierzu
Z zewnątrz trudno się oprzeć, menu przed wejściem kompletnie mnie zaślepia. Czytam hasłowo jajka sadzone… papryka… pomidory… cebula z patelni… kiełbasa… jajecznica ze szczypiorkiem… nie trzeba mi nic więcej! Od progu wita nas i zaprasza usługa. Potrawy z menu śniadaniowego można otrzymać w ofercie płać i jedz ile chcesz. Kątem oka skanujemy wnętrze.
Podoba nam się, chcemy tu zostać. Na niewielkie talerze dostaniemy wszystko co chcemy i ile chcemy dostępne za przeźroczystą pleksą. Te niewielkie, deserowe wręcz talerze to pewien biznesowy plan, o tyle sprytny co głupi w czasie gdy trzeba zachować dystans społeczny. Zjesz, idź po więcej.
Dostaje tyle ile chciałem, wygląda apetycznie, już chce siadać i jeść, a nie jeszcze coś do picia. Herbata? Pani z obsługi informuje, że w sprawie napoi podejdzie do stolika. Zjawia się po chwili. My prosimy czarną, słyszymy, że mówi coś i odchodzi. Napoje nie są w liczone w cenę posiłku, tym samym rachunek rośnie i to nie mało w stosunku do pakietu śniadaniowego.
Egzotyczne śniadanie po żydowsku
Dostajemy wrzątek i saszetki. Wkładam je do dzbaneczka. Earl grey? To wypowiedziała pani kelner. No, cóż niech będzie. Zaczynamy jeść i szok. Intensywne przyprawy nie przypadają moim gustom. Staram się przemóc, ale nie jest łatwo. Jajko sadzone z szakszuki było suche. Staram zagryzać się pieczywem. Jego zbita konsystencja nie poprawia wrażenia. Raduje mnie każdy kawałek kiełbasy.
Tej charakterystycznej, arabskiej przyprawy nie jestem w stanie niczym zagryź. Idę po coś słodkiego. Trzy kawałki różnego rodzaju ciast, w Krakowie określane jako placki. Niech będzie na pokrzepienie. Tylko tu znów wszystko zbite w swej formie. Zapijać każdy kęs dla choćby odrobiny wilgotności? Dojadam, dopijam i zastanawiam się czy jestem najedzony.
Trudno wydać jedno znaczy osąd o restauracji Hamsa w dzielnicy Kazimierz. Trafiliśmy tam przypadkiem i nasze oczekiwania zburzyła rzeczywistość. To nie był zawód, że coś przypalone, niedogotowane, przesolone. Smaki, a przede wszystkim jedna przyprawa nie przypadły zupełnie naszym gustom. Z drugiej strony mam zastrzeżenie co do samych wypieków, pieczywa i tego na deser.
Restauracja Hamsa na krakowskim Kazimierzu jest klimat, miła, uczynna obsługa, ale już sama oferta to sprawa mocno indywidualna. Nie dostałem tego czego chciałem, bo chciałem śniadanie, a trafiłem na coś oryginalnego. Choć to miejsce nie jest w moim kulinarnym guście to cieszę się, że do niego trafiłem.
Restauracja Hamsa, Kraków Kazimierz, Polska, wrzesień 2020
zdjęcie: źródło własne