Po wakacjach w 2020 roku pozostał spory niedosyt. Nie pewność i strach pokierował nas tamtego lata na północ, nad polskie morze. Pozostały mieszane odczucia. Tym gorzej czytało się i oglądało relacje tych, którzy odważnie ruszyli na południe, na Węgry czy jeszcze dalej do Chorwacji. Nim się obejrzeliśmy przyszło lato roku 2021. Szczepienia przeciwko covid dodały pewności siebie. Było w 100% pewne, że wyjeżdżamy tam gdzie jest gwarancja dobrej pogody, a dokąd dokładnie to miało się okazać przed samym wyjazdem.
Planowanie trasy
Ogólny zarys, że na pewno pole kempingowe na Chorwacji, był oczywisty. Tylko które? Dzięki relacjom mniej lub bardzie sławnych podróżników cel w końcu został określony, wyspa Pag, Nowalija i mieszczący się w tej okolicy kemping Strasko. W poprzednim roku wynajem parceli nie był problemem. W tym roku próba dokonania jakieś rezerwacji kończyła się niepowodzeniem. Na polu jest jednak spory obszar nie oznaczony. Zatem lekki dreszczyk niepewności do kieszeni i pora w podróż.
Do drugiej kieszeni zaś znak zapytania dotyczący Węgier. Przypomnę, że w lipcu nasi bratańce byli zamknięci dla turystów. Możliwy był tranzyt wyznaczonymi trasami. Na szczęście nasz urlop przypadał na sierpień, kiedy to poluzowano obostrzenia. Choć do ostatniej godziny przed wyjazdem kontrolowałem oficjalne komunikaty to tak naprawdę stan rzeczywisty lepiej prezentowały komentarze podróżujących w ostatnich dniach po drogach i w kierunku, do którego my również planowaliśmy dotrzeć.
Rzut oka na mapę, wykaz proponowanych tras. Sprawdzenie kosztów autostrad w poszczególnych krajach. Odrzucamy opcję Słowenii zatem i Austria odpada. Naszą podróż chcemy rozpocząć wieczorem, aby pokonać większość drogi nocą. Ostatecznie stawiamy na sprawdzony od lat wariant. Wyjeżdżam spod Katowic, kieruje się na przejście graniczne w Cieszynie, przejeżdżamy przez Czechy i wjeżdżamy do Słowacji. Ten odcinek pokonujemy bez żadnej kontroli. Jedyne służby mijamy przy stłuczce do jakiej doszło przed zjazdem na autostradę E75.
Przez Węgry na Chorwację
Bywało, że w przejeżdżając przez Słowację nocą żaden samochód nie wyprzedził mnie na całej trasie do Bratysławy, a z przeciwka mijało mnie może trzy pojazdy. Tym razem wjechaliśmy na słowacką autostradę kilka godzin wcześniej niż w docelowej drodze na Węgry. Nasz ulubiony wakacyjny kraj przejechaliśmy tranzytem zmierzając na przejście graniczne z Chorwacją. Do Madziarzy wrócimy w drodze powrotnej. Teraz kierujemy się na Żylinę i dalej ku słowackiej stolicy. Ten odcinek oprócz tego, że może się dłużyć w nocnych okolicznościach przyrody nie zawiera nic godnego uwagi.
Przez Bratysławę przejeżdżamy równie szybko. Dalej trochę serpentyn, skupienia przy rozjazdach, by nie znaleźć się nagle na pasie, który pokieruje nas w stronę granicy Austriackiej. My zmierzamy na przejście graniczne z Węgrami. Pomimo, że Węgrzy przeszli już na elektroniczny system opłat za autostrady przy starych budynkach ciągle sporo pojazdów, nie tylko ciężarowych. Nie zatrzymujemy się i przejeżdżamy sprawnie granice obu państw. Gdy już jesteśmy na węgierskiej ziemi następuje zwrot akcji. Nie ma w tym żadnego zaskoczenia, bo od lat sytuacja jest podobna. Puste nocą autostrady Słowacji przemieniają się w zatłoczone autostrady na Węgrzech.
Nie jedziemy jednak długo w tej karawanie aut, mniej więcej na wysokości Mosonmagyaróvár zjeżdżamy na drogę 86 i kierujemy się na M85. Wąskie drogi, ale ruch również nie duży. Zastanawiamy się czy wszystkie samochody przekraczające granicę o tej później porze kierują się na Chorwację. Póki co skupiamy się na drodze, choć często jest to teren zabudowany i oczywiste jest ograniczenie prędkości to przesuwamy się sprawnie po mapie zdążając do granicy. Na autostradę A7 wjeżdżamy w okolicach miejscowości Nagykanizsa. Przed nami przejście i kontrola graniczna po stronie Chorwackiej.
Podróż na wyspę Pag
Dojeżdżając do punkt kontroli zdziwienie i zarazem pozytywne zaskoczenie. Przed nami zaledwie cztery samochody. Nie ma więc tłumów, o których piszą społeczności internetowe. Pierwszy krok kontroli to sprawdzenie paszportów. Odbywa się jeszcze w trakcie kolejki do okienka. Sztuka jest sztuka czyli pani celnik dostaje do ręki trzy paszporty, zagląda przez szybę do środka, są trzy osoby Jeszcze rzut okiem na najmłodszego, śpiącego turystę, to też się zgadza, dostajemy z powrotem dokumenty i jesteśmy kierowani do okienka.
Mamy z sobą, wydrukowane przed wyjazdem certyfikaty unijne potwierdzające nasze szczepienie dwoma dawkami przeciw covid. Posiadamy też potwierdzenie rejestracji na stronie entercroatia.mup.hr, ale to akurat celnika nie interesuje. Same certyfikaty nie są skanowane czy sprawdzane z dokumentami tożsamości. Wzrokowa kontrola czy je posiadamy i możemy jechać dalej. Wjeżdżamy na Chorwację i cały ciężar niepewności pryska jak bańka mydlana. Uśmiech i śmiech towarzyszy nam przez kilka następnych kilometrów. Poszło sprawnie i bez problemów.
Być może ujście stresu doprowadziło do stanu, że pomimo łyków kawy z termosu organizm zaczyna prosić o przerwę, chwilę wytchnienia. Od czasów nocnej podróży powrotnej z Orebić wiem, że z własnym ciałem trzeba żyć w zgodzie i współpracować. Nie brać się za barki z własnymi siłami, ale zrobić sobie przerwę, zatrzymać się choć na parę minut. Tak robimy, kilkanaście kilometrów od granicy Chorwacko Węgierskiej przy autostradzie znajduje się duży parking. W nocy stoi już kilka samochodów, najczęściej zapakowanym po brzegi jak nasze auto. Stajemy i układamy się na małą drzemkę.
Nawet nie wiek kiedy zasypiam. Ze snu wyrywa mnie hałas na zewnątrz. Gdy ktoś jedzie na rodzinne wakacje ten w trakcie takiego postoju rozumie i wie, że obok też odpoczywają inni i wypada zachowywać się ciszej. Empatia omija czeskich kawalerów, którzy nic nie robią sobie z pory i faktu, że zatrzymali samochód obok innych, w których każdy stara się zregenerować przez chwilę swoje siły. W efekcie postoju bezmyślnych Czechów zbieramy się dalej. Pocieszam się, że spałem prawie godzinę.
Ruszamy dalej autostradą aż do zjazdu na drogę 23. Na zewnątrz pomału rozjaśnia się. Po tylu godzinach jazdy przejazd serpentynami może wydawać się trudny. Skupienia i uwaga pracują na najwyższych obrotach, lepiej niż co tu kryć, nudnych autostradach. Sen musi poczekać, odpuszcza kompletnie gdy dojeżdżamy do skrzyżowania z drogą E65. Widok sprawia, że radość jest jeszcze większa i budzi uśpiony jeszcze zachwyt. Piękne okoliczności przyrody towarzyszą nam od tej pory niemal cały czas. Bezchmurne niebo i towarzysząca nam tafla barwnego morza. Tak przejeżdżamy na przystań Prizna.
Przeprawa promowa
Istnieją dwie drogi dostania się na wyspę Pag. Pierwsza to przeprawa promowa, druga to przejazd przez most. Kalkulując opłacalność według naszych wyliczeń koszt jest podobny, a że przepłynięcie drogi promem wychodzi szybciej, a przy tym można złapać chwilę oddechu wybieramy tą opcje. Przy przystani zatrzymujemy pojazd w ustawionym już sznurku pojazdów. Bilet liczony od przeprawiających się osób i wielkości pojazdu kupuje się w budce. Płatność kartą, wydruk w dłoń i pozostaje cierpliwie czekać, aż z przeciwległego brzegu przypłynie po nas statek, który pomieści dużo i jeszcze więcej pojazdów.
Pomimo, że liczba aut oczekujących na wjazd wydaje się się nie mieć końca to w jedną i drugą stronę prom zdołał pomieścić wszystkie pojazdy. Przeprawa na wyspę trwa około półgodziny. Zjazd ze statku odbywa się sprawnie i nim się obrócimy jedziemy już drogą wokół kosmicznego krajobrazu. Wyspa Pag od strony chorwackiego lądu nie wygląda na bardzo zaludnioną. Dopiero po kilku kilometrach dojeżdżamy do cywilizacji. Parę skrzyżowań, ronda i dojeżdżamy do bramy wjazdowej na kemping Strasko. Tak kończy się nasza pomyślna podróż na Chorwację, której celem jest wypoczynek, relaks i odprężenie, ale to już inna historia.
Podróż Polska – Słowacja – Węgry- Chorwacja, sierpień 2021
zdjęcia: źródło własne