Diddly Squat Rok Na Farmie – Jeremy Clarkson

Jeremy Clarkson jest człowiekiem z poczuciem humoru, którego się lubi albo nie. Należę do tej pierwszej grupy. Bawią mnie jego puenty i wrodzony, naturalny sarkazm. Kiedy więc brałem do ręki książkę Diddly Squat. Rok na farmie nie wiedziałem czego do końca się spodziewać. Jednego byłem pewny, na pewno nie będę przekonywany do porzucenia wszystkiego i wyprowadzenia się na wieś.

Jestem kim jestem

Wychowałem się w specyficznym miejscu. Na obrzeżach miasta, gdzie na łąkach wypasały się krowy, po podwórku chodziły kury. Zdarzyła się też mniejsza lub większa świnia. Wiem jak wyglądały żniwa czy wykopki, czyli zbieranie kartofli. Przy sianokosach brałem udział od nastolatka. Przez pewien czas na wakacje jeździłem do drugich dziadków, a tam zbierałem siano, a wolnym czasie jeździłem wśród pól wysianych zbożami.

Rola jaką uprawiali moi dziadkowie nie była na początku wspierana ciężkim sprzętem. Później zaprzyjaźniony rolnik z prawdziwego zdarzenia przyjeżdżał żeby zorać ziemię, skosić trawę. Po latach koszenia kosą, wiązania i stawiania snopków, a później młócenia w stodole na pole wjeżdżał kombajn. Zespół tnący najczęściej był ustawiony zbyt wysoko, dużo słomy się marnowało. Powstawała dylemat skosić resztę kosą czy zaorać?

Pamiętam, że oprócz ziemniaków na polu rosła kukurydza. Wtedy nie byłem jej fanem. Zresztą do dziś bardziej od gotowanej wolę gdy wykorzystuje się ją do zacieru celem destylacji. Nie dziwię się, że młodzi nie przepadają za zielonym groszkiem. Ja musiałem zakradać się aby zerwać go bezpośrednio z krzaka. Łupina, po obraniu, była równie dobra co wewnętrzne naturalne kulki. Truskawki z krzaka, czereśnie, gruszki, jabłka, śliwki bezpośrednio z drzewa to moje dzieciństwo.

Stonka pieczarki i naturalny nawóz

Ile trzeba było cierpliwości aby czereśnie nabrały pięknych czerwonych barw, a gruszki soczyste smaku najlepsze były twarde. Jestem z pokolenia, które pamięta czasy stonki. To takie pasiaste biedronki, których przysmakiem były rośliny ziemniaków. Pewnie dziś jeden chemiczny natrysk i nie byłoby co zbierać. Wówczas słoik z wodą w rękę i szło się między rzędami kartofli. Tak wyrabialiśmy prace społeczne.

Poranne wstawanie w czasie urlopu mam nie od dziś. Będąc jeszcze dzieckiem wstawałem pierwszy z wszystkich rówieśników. Szedłem o poranku na łąki gdzie wśród traw mokrych od rosy szukałem pieczarek. Czasem nie było żadnej, a czasem udało się przyrządzić z nich jajecznicę dla wszystkich. Najlepsze, naturalne, dopiero później dowiedziałem się, że są całe pieczarkarnie, takie Diddly Squat.

Będąc już nastolatkiem rozumiałem, że przyrządzając zapiekankę nikt nie chodzi po łąkach. Do uprawy warzyw i owoców nie wszyscy stosują naturalny nawóz. Gdyby tak było byłbym pewnie młodym Rockefellerem. Tylko jeden sąsiad kupował od moich dziadków naturalny nawóz wyprodukowany przez krowy na bazie słomy. Zdarzyło mi się ładować sam całą przyczepę, w ciężkich warunkach zapachowych. Nigdy później nie zarobiłem tak dużych pieniędzy za dwie godziny pracy.

Rok na farmie w tydzień na kempingu

Nalewam wody i napełniam kawiarkę. Stawiam na palniku gazowym. Kiedy kawiarka przestaje pyrkać przelewam czarną ciecz do kubka. Siadam w krześle i biorę do ręki książkę. To druga, po lekturze Cafe Museum , którą czytam na tegorocznych wakacjach. Jakże odmiennym językiem posługuje się Jeremy Clarkson od Roberta Makłowicza. Diddly Squat. Rok na farmie czyta się bardzo przyjemnie.

Język słynnego dziennikarza jest bardzo prosty w swojej formie, do tego śmieszny. Rzecz gustu pomyślicie. Dzięki temu Diddly Squat. Rok na farmie nie jest dziennikiem desperata. Autor kupił sporo ziemi i postanowił zostać rolnikiem. Dziś rola to nie kosa, grabie i kopaczka. To sformalizowana zbiurokratyzowana, określony normami branża, którą stworzyli urzędnicy. Wielu zrezygnowało, inni dostosowali się do obowiązujących przepisów.

Taka postawa gwarantuje dodatkowe pieniądze od Państwa. Dla Jeremy Clarksona tym krajem jest Wielka Brytania, która przez backstreet pozbawiła się dotacji z Unii Europejskiej. Pamiętacie covidowy lockdown? Czy czujecie już klimat w jakim dzieje się akcja Diddly Squat. Rok na farmie? Milioner kupuje ziemię chcąc uprawiać rolę i tu zaczyna się życie jakie nie znał i się nie spodziewał. Pomimo dramatycznych losów jest śmiesznie, uwierzcie.

Agroturystyka Jeremy Clarksona

Nikt nie mówił Jeremy Clarksonowi, że będzie łatwo. On jednak wie jak nie poddawać się i zamienić każdą przerażającą historię, czy sytuację bez wyjścia w żart. Książka Diddly Squat. Rok na farmie przyjemna w odbiorze. Lektura w stylu agroturystki, idealna gdy nie jesteście pochłonięci codziennością obowiązków, telefonów i zadań. Pakujecie ja do walizki albo plecaka i zabieracie z sobą na zasłużony urlop wypoczynkowy.

Nieważne gdzie jesteście, na leżaku przy hotelowym basenie, na kocu rozłożonym nad brzegiem morza, w górach, parku, Jeremy Clarkson postarał się abyście poczuli cząstkę wiejskiego klimatu. Bardzo odmiennego jakie było jeszcze kilkanaście lat temu. Z lektury dowiecie się jak pomimo tej całek biurokracji można cieszyć się życiem na farmie. Bardzo polecam.

___

Zakamarki Świata

Książka Diddly Squat. Rok na farmie, autor Jeremy Clarkson, tłumaczenie Michał Jóźwiak, wydawnictwo Insignis, Kraków 2021

Zdjęcie: okładka ksiązki, źródło własne, lipiec 2023

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.